piątek, 15 czerwca 2012

22. Wygrał on


‘Wygrał on’

Miłość to droga wojownika.
 Będą rany, przegrane potyczki, trud i krew, ale w miłości która pragnie dobra drugiego człowieka tkwi prawdziwe szczęście. Szczęście w dawaniu i przyjmowaniu.
 Żeby być szczęśliwym, jednego i drugiego trzeba się nauczyć.

Chłopak biegł za autobusem, który właśnie odjeżdżał z przystanku. Było już naprawdę późno. Dochodziła północ, księżyc w pełni wisiał na niebie i oświetlał ulice swoim blaskiem. Kierowca w końcu zlitował się nad biednym chłopakiem i zatrzymał pojazd. Ten wpadł zmachany do środka ledwie łapiąc powietrze, wyszeptał niesłyszalne „Dziękuje” i usadowił się wygodnie na miejscu. Ściskając w ręce pluszowego, śnieżnobiałego misia czekał aż dotrze na miejsce. Tak jak poprzednio próbował ułożyć w głowie, co chce powiedzieć, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy to „Kocham Cię”. I tyle by wystarczyło, liczyły się uczucia i gesty nie słowa. To, co powie miało w tym wszystkim najmniejsze znaczenie. Patrzył przez okno jak autobus zatrzymuje się na każdym przystanku, a pasażerów zamiast przybywać ubywa. W końcu został zupełnie sam. Kiedy pojazd wyłonił się zza zakrętu i jego oczom ukazał się budynek szpitala, stał się jeszcze bardziej podekscytowany. Jego ręce zaczęły się pocić, dlatego przekładał misia z jednej ręki w drugą. Jego serce niemal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku, tuż przy szpitalu. Wypadł z niego jak pijany, obijając się o wszystko po drodze. Nagle przystanął wzniósł ręce ku górze i szepnął:
- Boże, pozwól mi ją kochać.
Wziął głęboki oddech i spokojnym już krokiem wszedł przez automatycznie otwierane drzwi do szpitala. W poczekalni siedziała za biurkiem kobieta wyglądająca na bardzo zmęczoną. Apatycznie mówiła coś do słuchawki telefonu. Ciemny blondyn nachylił się i niezauważony przeszedł w stronę sal pacjentów. Szedł powoli, aby nie zatknąć się na żadnego lekarza czy pielęgniarkę. Jednak takowych nie spotkał. Dotarł do Sali numer 121, tam właśnie leżała Mia. Otworzył ostrożnie drzwi i wślizgnął się do środka. Brunetka spała, lekko pomrukiwała przy tym. Usiadł na krześle obok łóżka. Ujął jej dłoń w swoją. Postanowił poczekać aż sama się obudzi. Ułożył pluszaka wygodnie zaraz obok jej twarzy. Pogładził ją po policzku, uśmiechając się przy tym.
- Jak mogłem nie wiedzieć, że cię kocham. Jak mogłem być tak głupi – powiedział sam do siebie.

Oczami Mii
Obudziłam się, kiedy promienie słońca zza szpitalnego okna biły prosto w moje oczy. Trudno było mi je otworzyć, więc długo z tym zwlekałam. Jednak poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń, więc to była motywacja, by szybko uchylić powieki. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. To na pewno jeszcze sen, uszczypnęłam się w ramię drugą ręką, za szczypało, to był znak, że jednak to dzieje się na jawię. Zobaczyłam Liama zwiniętego w kłębek na krześle obok mojego łóżka i to właśnie on ściskał moją rękę.
- Liam? – zapytałam półszeptem.
Od razu otworzył oczy i promiennie się uśmiechnął.
- Co ty tu …. – chciałam dowiedzieć się powodu, dla którego tutaj był, ale przerwał mi kładąc palec na moich ustach.
Zdjął ze mnie kołdrę i lekko pociągnął za rękę. Byłam zdezorientowana, ale z nim poszłabym nawet na koniec świata, więc się nie upierałam. Podał mi szlafrok, który od razu na siebie założyłam. Ostrożnie wyszliśmy z Sali, patrząc czy nie natkniemy się po drodze na żaden personel medyczny. Pękałam ze śmiechu, bo Liam wyglądał jak Scherlock Holmes. Co chwilę musiał mnie uciszać, choć widać było, że sam ma z tego niezłą polewkę. Wpadliśmy do windy jak potłuczeni, chłopak od razu coś wcisnął, ale nie zdążyłam sprawdzić, co.
- Dokąd ty mnie zabierasz? – zapytałam w końcu, patrząc na niego ze zdumieniem.
- Niespodzianka… - odpowiedział tajemniczo.
- Masz zamiar mnie porwać? – zaśmiałam się.
Spojrzał na mnie tak jakbym trafiła w dziesiątkę, ale po chwili posłał mi szeroki uśmiech i powiedział:
- Poszłaś dobrowolnie, więc to nie byłoby porwanie.
- Ej! – zaśmiałam się i lekko uderzyłam go w ramię.
W końcu winda dojechała, wyszliśmy do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Zrobiłam zdezorientowaną minę, nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy. Chciałam zapytać, ale Liam uprzedził mnie ciągnąc mnie za rękę. Pchnął ogromne, metalowe drzwi i weszliśmy na przepiękny balkon. Wyrwało mi się pojedyncze westchnienie. Chłonęłam powietrze całą sobą, czułam się jakbym naprawdę dawno nie była na świeżym powietrzu. Chłopak stanął za mną, czułam jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach i zwiększa się puls. Poczułam zawahanie w jego reakcji, ale po chwili chwycił mnie najpierw za jedną później za drugą rękę i rozłożył. Czułam się jak Rose na Titanicu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bicie własnego serca. Liam gładził swoimi palcami moje. To mógł być tylko sen, coś tak cudownego nie mogło wydarzyć się naprawdę. Poszukiwałam innych oznak, że to tylko wybryk mojej wyobraźni. Jednak wszystko wskazywało na realny świat. Ciemny blondyn złożył moje ręce i objął mnie od tyłu. Czułam na sobie jego ciepły i przyspieszony oddech. Przyjemne dreszcze przebiegły moje ciało. Usłyszałam szept kierowany prosto do mojego ucha.
- Co byś powiedziała na to, gdybym ja też cię kochał?
Myślałam, że się przesłyszałam albo że te słowa w ogóle nie padły. Odwróciłam się powoli i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Był niepewny, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Kocham Cię Mio Johnson.
Chwyciłam jego twarz w dłonie i jeździłam opuszkami palców po jego policzkach. On natomiast położył swoje dłonie na moich i także mnie głaskał. Po długiej chwili takiego stania, mocno mnie to siebie przytulił. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby serce waliło jak młot, a jego serce właśnie tak waliło. Czy to była reakcja na mnie? Czy na to, co się przed chwilą wydarzyło? Na to, co powiedział? Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że miało związek ze mną. Było mi tak przyjemnie w jego ramionach. Gładził moje włosy. Wyobrażałam sobie ten moment na kilkadziesiąt różnych sposobów, ale żadne nie oddaje tego, co czuję właśnie teraz. Staliśmy tak jeszcze kilka minut, a mnie wydawało się jakby minęła cała wieczność. To ja pierwsza się odsunęłam, jeszcze raz zajrzałam w jego oczy i powiedziałam:
- Wracajmy… - chwyciłam go za rękę i wsiedliśmy do windy.

Oczami Louisa
Zebrałem chłopaków na dole, postanowiliśmy, że odwiedzimy Mie. Brakowało jeszcze tylko Harrego i oczywiście Liama, ale teraz nie wliczaliśmy go, nawet z nami nie mieszkał.
- Zaczekajcie, skoczę po Loczka! – krzyknąłem do Nialla i Zayna wskakując na schody.
Stanąłem przed drzwiami jego pokoju i lekko zastukałem. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc powtórzyłem czynność kilka razy. Z wewnątrz nie było żadnego odzewu. Uchyliłem drzwi i wszedłem do środka. Harry leżał na łóżku.
- Stary, coś nie tak? – zapytałem zaskoczony tym, co zobaczyłem. 
Na początku nie odpowiedział, dopiero po chwili się odezwał.
- Po prostu źle się czuję… - czułem, że kłamie – Jedziemy do Mii, może chcesz pojechać z nami? – próbowałem go przekonać.
- Nie! – prawie, że krzyknął – Naprawdę źle się czuję – dodał jakby na swoje usprawiedliwienie.
Był odwrócony do mnie tyłem, więc ostrożnie podszedłem bliżej.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć prawdę. Dlaczego płaczesz? – był moim najlepszym przyjacielem i wiedziałem, kiedy było mu źle, zawsze starałem się mu pomóc.
- Nic mi nie jest, rozumiesz? – wyskoczył z łóżka jak poparzony i zaczął kierować się w moją stronę, chwycił mnie za bluzę i szarpnął w stronę drzwi – Wynoś się – zakończył zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
Nie próbowałem wrócić tam z powrotem. Wiedziałem, że musi mieć czas, żeby wszystko sobie przemyśleć, musi pobyć trochę w samotności, może wtedy otworzy się i powie mi, o co chodzi.
Zszedłem na dół.
- I gdzie on jest? Nie mów, że się jeszcze ubiera? – zapytał z wyrzutem Zayn.
- Źle się czuje i nie pojedzie z nami. Chyba coś go łapie – próbowałem go usprawiedliwić.
Nie zagłębiali się w szczegóły, wyszliśmy na podjazd i wsiedliśmy do mojego samochodu.
W kwadrans dotarliśmy do szpitala i pojawiliśmy się w Sali, gdzie leżała Mia. Jednak jej nie było w pomieszczeniu.
- Pewnie zabrali ją na badania – stwierdziłem.
Usadowiłem się wygodnie na jej łóżku i czekaliśmy.
Nagle do pokoju wpadł lekarz:
- Jak tam nasza pacjentka? – zapytał spoglądając na łóżko i robiąc dziwną minę na mój widok.
- A to Mia nie jest na badaniach? – pytanie zadał zdezorientowany Niall.
Lekarz podrapał się po głowie, a później wyjaśnił nam, że na żadne badania dziewczyny nie wysyłał. Zrobił się lekko nerwowy i nakazał nam, abyśmy zaczęli jej szukać, bo jest możliwość, że mogła uciec. Niall zauważył coś zaraz po wyjściu doktora. Schylił się pod łóżko i znalazł ulubionego pluszaka brunetki.
- Nie możliwe, że uciekła. Bez „misia-tulisia” nigdzie się nie rusza.
Postanowiliśmy zacząć szukać jej w szpitalu. Rozdzieliliśmy się, każdy miał ustaloną trasę. Niall oznajmił, że zostanie w Sali na wypadek, gdyby się w niej pojawiła.

Oczami Mii
Zjechaliśmy windą na dół. Nadal trzymaliśmy się za ręce. Znów musieliśmy uważać, żeby nie spotkać nikogo z personelu. Na pewno zaczęliby pytać, gdzie byliśmy. A gdyby dowiedzieli się prawdy mogliby zakazać Liamowi odwiedzania mnie. A tego bym nie zniosła. Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się na dachu. Chłopak szedł pierwszy, ja ukrywałam się za jego plecami. Znowu poszło nam rewelacyjnie dobrze i nie mieliśmy żadnych problemów. Otworzyłam drzwi Sali numer 121 i zobaczyłam mojego najlepszego przyjaciela chodzącego w tę i z powrotem po pomieszczeniu.
- Nialler! – krzyknęłam na jego widok.
Chciałam do niego podbiec, ale zapomniałam, że mam złamaną nogę i gdyby Liam mnie nie przytrzymał upadłabym na twarz.
- Spokojnie – powiedzieli niemal jednocześnie.
- Gdzie wy się podziewaliście? – zapytał blondyn z wyrzutem w głosie.
- Byliśmy tylko się przejść – wytłumaczył pospiesznie mój ukochany.
- Cały szpital was szuka! – oznajmił żarłok.
Chwile potem w Sali pojawił się lekarz, za nim moi przyjaciele. Skłamaliśmy, że byłam w łazience, a chłopacy nawet nie raczyli tam zajrzeć. Na początku nie wierzył, ale później w końcu odpuścił i zostawił nas samych.
- Liam, co ty tutaj w ogóle robisz? – zapytał zupełnie zdekoncentrowany Zayn.
- Odwiedzam Mie – to była cała odpowiedź ciemnego blondyna.
Zaśmiałam się znacząco.
- Już wiem, dlaczego Harry źle się czuje – powiedział Zayn sam do siebie. Jednak ja usłyszałam.
- Harry jest chory? – zapytałam zdenerwowana.
Kochałam Harrego, był dla mnie naprawdę kimś ważnym. Jednak to uczucie nie było tak głębokie jak do Liama. Loczek był moim przyjacielem i nie mogłabym życzyć mu niczego złego.
Nikt nie odpowiedział na moje pytanie. Milczeli wszyscy i wpatrywali się w podłogę. Wiedziałam dlaczego Harry czuje się źle. Przeze mnie, to ja byłam powodem jego „choroby”. Nie chciałam go skrzywdzić, chciałabym, żeby chociaż on był szczęśliwy, kiedy ja nie mogłam być. A teraz… znów wszystko się posypało. Moje gierki skończyły się jego złamanym sercem. Musiałam z nim porozmawiać i to szybko.

Oczami Harrego
- Poproszę 5 puszek piwa – złożyłem zamówienie.
Sprzedawca od razu podał mi to, co chciałem. Bez pytania o wiek czy posiadanie dowodu.
Założyłem na głowę kaptur, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Usiadłem w parku na ławce i po prostu piłem. Chciałem zapomnieć. Nie o tym, że mnie zraniła. Nie o tym, że mnie nie kochała. Ale o tym, że to on wygrał, że on wygrał szczęście z Mią. Ja nie miałem już nic do powiedzenia. Moje uczucia, co do niej się nie zmieniły i pewnie nigdy się nie zmienią. Kochałem ją, tego byłem pewien jak tego, że żyję. Opróżniłem jedną puszkę, ale ona nic nie dała. Nie pozwoliła zapomnieć, więc sięgnąłem po koleją. Nie chciałem się upić do nieprzytomności. Po prostu na tyle, żeby ulżyć w bólu.
Po opróżnieniu wszystkich 5 piw wstałem z ławeczki i zacząłem iść. Nie wiedziałem dokąd mam zamiar dojść. Po prostu szedłem przed siebie. Głowę miałem spuszoną w ziemie i obserwowałem to, co działo się na bruku. Kiedy uniosłem głowę spostrzegłem, że nogi przyprowadziły mnie do studia X Factora. Spojrzałem na zegarek, było jeszcze zbyt wcześnie by ktokolwiek był w środku. Postanowiłem wejść tylnymi drzwiami, które były wygięte, więc bardzo łatwo można było je otworzyć. Wykonałem kilka sztuczek i znalazłem się w środku. Bardzo szybko znalazłem się na scenie, na której jeszcze wczoraj mieliśmy występ. My… One Direction…Harry, Louis, Niall, Zayn i Liam. Wszedłem na scenę i siadając na samym jej środku zacząłem płakać. Nie wiem, dlaczego. Nie pamiętam powodu, dla którego wtedy płakałem. Po prostu to robiłem. Zupełnie jak małe dziecko. Nagle usłyszałem jakieś szmery. Zerwałem się na równe nogi i krzyknąłem:
- Kto tu jest?
- To tylko ja. Nie bój się – zza ciemności wyłoniła się postać kobiety.
- Caroline. Caroline Flack? – zdziwiłem się widząc ją tutaj.
Podszedłem do niej bliżej. Od razu zauważyła, że płakałem. Zapytała o powód, na początku wahałem się z odpowiedzią. Stopniowo namawiała mnie do odpowiedzenia jej co mnie trapi. Nie wiem, czemu, ale w jednej minucie wydała mi się przyjazna, godna zaufania i słowa posypały się ze mnie. Odpowiedziałem jej wszystko, nawet z najdrobniejszymi szczegółami. Nie krytykowała ani Mii, ani mnie. Po prostu słuchała. A później nie pocieszała bezsensownie, ale mówiła, że właśnie taka jest dorosłość, że życie stawia przed nami wiele przeszkód, które musimy pokonać. Przytuliła mnie, a ja wtuliłem się w nią jak w matkę lub najlepszą przyjaciółkę. Kiedy się od niej odsunąłem, spojrzałem w jej oczy, ona patrzyła w moje. Poczułem uczucie podniecenia, nagle zapragnąłem jej dotykać. Rzuciłem się na nią, przyciskając ją do ściany. Zacząłem całować ją po szyi. Ona się nie opierała, wręcz przeciwnie swoimi ruchami jakby namawiała mnie, żebym posunął się dalej. Wskoczyła na stolik stojący za sceną, objęła mnie nogami w pasie i dotykała moich pośladków. Zjeżdżałem pocałunkami z jej szyi na dekolt. Ręce same zaczęły odpinać guziki od jej bluzki. I wtedy się opamiętałem. Odsunąłem się od niej gwałtownie i spojrzałem na nią.
- Przepraszam… nie powinienem – ledwo to wypowiedziałem, a już byłem przy wyjściowych drzwiach.


__________________________________________________________________________________
Jeśli ktoś chce być informowany o nowym rozdziale niech w komentarzu poda swojego twitter, ewentualnie gg (jesli ktoś nie ma tt). Z blogami jest za dużo zamieszania ;) Pozdrawiam <3 

środa, 13 czerwca 2012

21.Moje życie nie ma sensu bez ciebie


‘Moje życie nie ma sensu bez Ciebie’

Miłość - to dwie dusze w jednym ciele. Przyjaźń - to jedna dusza w dwóch ciałach. A gdy miłość łączy się z przyjaźnią, powstaje wówczas jedność podwójna i zupełna.

Mie przewieziono na normalną salę. Nigdy nie była sama. Chłopacy siedzieli przy niej na zmianę. Niall dopiero teraz zdecydował się zawiadomić ciotkę Mii, o tym co się stało. Bał się jej reakcji, bał się, że ona odbierze mu Mie. A tego by nie wytrzymał. Nie dałby rady występować dalej w programie bez jej wsparcia. Brunetka czuła się już coraz lepiej. Jej noga wracała do formy, ale wiadome było, że do tańca jeszcze przez kilka miesięcy nie wróci. Ten fakt bolał ją najbardziej. Kochała taniec, nie tylko za sam ruch, ale także za to, że była to pasja, którą dzieliła z przyjacielem. Liam od dnia wypadku nie pojawił się w szpitalu, a minęło już przecież 5 dni. Chłopacy widywali go jedynie na próbach. Mia tęskniła za nim, za jego widokiem, ale bardzo szczelnie to ukrywała.
- Bardzo żałuję, że nie mogę przyjść na wasz dzisiejszy występ – powiedziała podnosząc się na łokcie i próbując wstać.
Harry pobiegł do niej i ułożył wygodnie na łóżku, mówiąc:
- Damy sobie radę bez ciebie – wyszczerzył się w uśmiechu.
Mia nie miała pojęcia, jak ma zachowywać się w jego obecności. Od chwili, kiedy dowiedział się, że ona tak naprawdę kocha Liama zachowywał się jakby nic się nie stało. Jakby Niall nigdy nie wykrzyczał tych słów. A może on od zawsze o tym wiedział, tylko łudził się, że uda mu się to zmienić. Dziewczyna nie wiedziała i praktycznie chyba nie chciała wiedzieć. Była przekonana, że kiedyś będzie musiała poważnie porozmawiać z Loczkiem i wszystko sobie wytłumaczyć, ale na razie nie miała na to siły. Nie tylko tej fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej.
- Chociaż obiecaj, że będziesz nas w telewizji oglądać – wymógł na niej obietnicę Zayn.
Nie mogła odmówić, żadnemu z nich nie potrafiła odmawiać, a zresztą chciała obejrzeć ten występ i chociaż na szklanym ekranie ujrzeć twarz Liama.
Telefon Louisa zadzwonił, ale on jakby nawet tego nie zauważył. Wszyscy przyglądali mu się badawczo, a on tylko uniósł brwi.
- Telefon… - uświadomił go Niall.
Wyciągnął jeden palec w górę w geście zrozumienia i wyjął aparat z tylnej kieszeni swoich kremowych spodni.
- Ta? – powiedział przeciągle.
Przez kilka minut potakiwał głową. A reszta nie odzywała się, czekali aż Tomlinson zakończy rozmowę i im ja zdeklaruje.
- Tak, Simon. Zaraz tam będziemy. Daj spokój, przecież jesteśmy spóźnieni na razie tylko minutę – nie miał zamiaru więcej dyskutować, więc nacisnął czerwoną słuchawkę.
- Wujek Simon się wkurza, co? – zapytał dziś dość milczący Nialler.
Mia wiedziała, że czuje się winny całej tej sytuacji. Tej dość krępującej sytuacji dla nich wszystkich, jednak nikt nie dawał zewnętrznie tego po sobie poznać. Jednak można było się domyślić, że każdy przeżywa to na jakiś własny sposób.
Louis tylko przewrócił oczami. Wiedzieli, że z „wujkiem” nie można była zadzierać, więc żegnając się każdy po kolei z Mią pojechali na próbę.
Mia wzięła do ręki swój pamiętnik i pierwszy raz od kilku miesięcy coś w nim napisała.

22 kwietnia 2010
Drogi Pamiętniczku!
Nawet nie wiesz ile się wydarzyło od mojego ostatniego wpisu. Zaśmiałam się czytając poprzednią notkę. Leżę w hospital wiesz? Nie mogę chodzić, mam złamaną nogę i śruby w niej. Na kilka miesięcy mogę zapomnieć o tańcu......... Im in love with Liam. Wiem, że to głupie, ale naprawdę go kocham. Za jego... Nie, nie! I love him pomimo tego, że on mnie nie kocha. Nawet nie przyszedł mnie odwiedzić, a ja tak bardzo chciałam go zobaczyć. Ale nie dziwię się mu, po tym co usłyszał. Nialler wykrzyczał mu w his face, że ja go kocham. Nawet nie wiesz jak byłam angry na Nialla, ale już mi przeszło, bo wiesz, że nie mogę sie na niego gniewać. Ciotka dzwoniła do mnie, że mam natychmiast wracać do Ireleand, ale powiedziałam jej, że nie chcę.Czuję, że jest gotowa tu po mnie przyjechać, ale i tak stąd nie wyjadę. Muszę załatwić sobie przeniesienie do szkoły w Londynie...Muszę kończyć, bo pielęgniarka przyszła, żeby pobrać mi krew.


Oczami Liama
Nie mogłem spać przez całą noc, od tych 5 dni nie za dobrze sypiałem, ciągle biłem się z myślami i nie wiedziałem co mam zrobić. Poszedłem do kuchni i zaparzyłem sobie kawę. Spojrzałem na zegarek, była 6 rano. Od kilku dni mieszkałem w hotelu. Nie wiem sam dlaczego wyprowadziłem się od chłopaków. Może za dużo przedmiotów dających mi znów do myślenia. Jednak nawet tutaj nie potrafię o tym zapomnieć. Już sam nie wiem co czuję. Gubię się we własnych myślach. Jeszcze 5 dni temu powiedziałbym, że mam idealne życie: piękną dziewczynę, którą kocham, przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć i Mię… najlepszą przyjaciółkę na świecie. Jak w ciągu zaledwie 5 dni moje życie mogło tak drastycznie się zmienić. Nie winiłem za to Mii, to na pewno nie była jej wina. Całą winę za to ponosiłem ja sam. Gdybym wiedział co tak naprawdę czuję … ale nie wiem i w tym jest cały problem. Dziewczyna, którą myślałem, że kocham stała się dla mnie zupełnie obca i odległa. Nawet z nią nie widziałem się od tamtego dnia. Musiałem wziąć sobie wolne od życia i zastanowić się, czego tak naprawdę chcę od życia. Potrzebowałem cholernie mocnego impulsu do działania jednak on nie nadchodził.
Gwałtownie się zerwałem, musiało mi się przysnąć. Śniła mi się ONA. Jej twarz gładka i blada, przeraźliwie blada. Leżała w trumnie… Jej kruczo-czarne włosy opadały na zgrabne ramiona. Trzymałem jej dłoń. Była lodowata.
Moja wyobraźnia wariuje. Dlaczego przyśniło mi się coś takiego? Jakie to ma znaczenie? Znalazłem kubek leżący na podłodze, kawa była rozlana na śnieżnobiałym dywanie. Otarłem spocone czoło i chciałem pójść posprzątać bałagan, który narobiłem. Wtedy zadzwonił mój telefon, a ja podskoczyłem. Podszedłem do stolika w salonie, żeby go odebrać. Na wyświetlaczu ukazało się imię Simona Cowella.
- Tak, Simon? – mruknąłem do słuchawki.
- Człowieku, gdzie ty jesteś? Już od pół godziny powinieneś być na próbie. Za dwie godziny macie występ!
Odstawiłem telefon od ucha i sprawdziłem godzinę. Była 17.30. Naprawdę długo musiałem spać.
- Przepraszam, zaraz tam będę!
Nie słuchałem dłużej tego, co mówił rozłączyłem się i od razu wystukałem numer i zamówiłem taksówkę.

***

Chłopacy w ciągu tych kilku dni oddalili się od siebie. Było widać napiętą atmosferę pomiędzy Liamem i Harrym. Jednak nadal byli zespołem i musieli działać jak jedność. To była próba generalna przed dzisiejszym programem na żywo. Nie wychodziło im tak jak zawsze, brakowało tego serca, które mieli na każdym poprzednim występie.
- Liam… - zagadnął Niall – możemy pogadać na osobności?
Chłopak kiwnął twierdząco głową.
- Nie miałem, kiedy ci tego powiedzieć. Nie bywasz teraz w domu. Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem mówić tego, co powiedziałem. Powinieneś dowiedzieć się tego od Mii. To ona miała ci to powiedzieć, kiedy będzie gotowa – Niall wyrzucił z siebie słowa, nie patrzył na przyjaciela, wzrok miał wlepiony w podłogę.
- Spoko, stary – ciemny blondyn położył mu rękę na ramieniu.
Niall uniósł głowę i wreszcie na niego spojrzał. Przyjaciel posłał mu szczery uśmiech, a blondyn go odwzajemnił.

***
Przed państwem ONE DIRECTION!!
Sądzę, że Ci przykro
 Stoisz pod moimi drzwiami,
 Sądzę, że chciałabyś cofnąć,
 Wszystko, co powiedziałaś.

 Możesz lubić, jak bardzo tylko chcesz,
 Wszystko oprócz mnie,
 Powiedziałaś, że nigdy nie wrócisz,
 Ale znowu tutaj jesteś.

 Bo teraz razem stanowimy całość,
 Jakoś zjednoczeni tutaj na zawsze,
 Ty masz cząstkę mnie,
 I szczerze,
 Moje życie nie ma sensu bez Ciebie.

 Może byłem głupi, żegnając się z Tobą,
 Może nie miałem racji próbując utrzymać kłótnię.

 Bo teraz razem stanowimy całość,
 Jakoś zjednoczeni tutaj na zawsze,
 Ty masz cząstkę mnie,
 I szczerze,
 Moje życie nie ma sensu bez Ciebie.

Oczami Liama
W końcu mnie olśniło. Już wiem, co powinien zrobić. Czy było potrzebne tak dużo czasu, żebym sobie to uświadomił?
- Chłopacy, muszę lecieć. Załatwić coś bardzo ważnego – ledwo to powiedziałem, a już siedziałem w taksówce.
Jeszcze tylko 3 przecznice i w końcu dotrę tam gdzie zamierzałem. W myślach układałem sekwencje zdań, które chciałbym powiedzieć, ale żadne nie oddawały tego, co tak naprawdę chciałem przekazać. Samochód stanął, a ja wyskoczyłem od razu jak poparzony.
- 10 dolarów się należy – krzyknął za mną wzburzony kierowca.
- Aaa tak – wróciłem się i dałem mu 20 dolarów nie czekając na resztę pobiegłem do drzwi.
- Nie możemy być ze sobą – to było pierwsze zdanie, które wypowiedziałem.
Zobaczyłem jak jej oczy robią się pełne łez, nawet czułem jak jej serce przyspiesza swoje bicie. Następne co poczułem to jej dłoń na moim policzku, które uderzyła z siłą petardy.
- Przepraszam, ale kocham ją.
Olivia zamachnęła się jeszcze raz, ale powstrzymała się od kolejnego spoliczkowania mnie. Zatrzasnęła mi tylko drzwi przed nosem.
Bez zbędnego zastanawiania się ruszyłem biegiem do naszego domu, mojego, chłopaków i Mii. To było tylko przecznicę dalej, więc nie zamawiałem znów taksówki. Zanim udam się do dziewczyny, którą naprawdę kocham chciałem zabrać z domu jej ulubionego misia, bez którego nie potrafiła zasnąć.

Wpadłem na górę bez patrzenia czy ktokolwiek jest w domu. Ostrożnie wszedłem do jej pokoju. Nie chciałem dotknąć niczego. To był w końcu pokój dziewczyny. Na łóżku leżał „misio-tulisio”, śnieżnobiały miś, którego dostała od rodziców na piąte urodziny. To była jedyna pamiątka, która zatrzymała po śmierci rodziców i nigdy się z nim nie rozstawała. Zabrałem go w ręce i znów szybko biegłem na dół. Przy wyjściu drogę zagrodził mi Harry.
- Ja też ją kocham i nie mam zamiaru poddać się bez walki – oznajmił bez owijania w bawełnę.
- Co proponujesz? – zapytałem będąc równie bezpośredni co on.
- Rzućmy monetą. Jeśli wypadnie twoje ja sobie odpuszczę, jeśli moje sam wiesz – zaproponował.
- Orzeł czy reszka? – zapytałem wyjmując monetę z kieszeni.
- Orzeł …
- Więc moja jest reszka…
Podrzuciłem monetę w górę. Patrzyliśmy jak dryfuje nad sufitem. Oboje wstrzymaliśmy oddech od tego zależało nasze życie … Minęło kilka sekund, a może godzin zanim w końcu moneta wylądowała na ziemi. Jednocześnie nachyliliśmy się, żeby zobaczyć rezultat…